Strona:Klemens Junosza - Dajcie tabaki!.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DAJCIE TABAKI!
Lamentacje emeryta pod pompą w ogrodzie Saskim.



Dajcie tabaki... oj Panie święty,
Już dziś nie przyszedł pan Innocenty,
Szkoda go bracie, zacna natura,
Tak jak zegarek chodził do bióra...
Dożył nieborak pięknego garbu,
Siedząc przy biurku w Komisji Skarbu.
Szkoda go, człowiek zacny, statysta,
A znakomicie zawsze grał w wista,
Trzy punkta na grosz małe ryzyko;
Sodową wodę pijał i mléko...
A o dziewiątej kiedy tu wstąpię,
To regularnie siedział przy pompie,
Dzisiaj nieborak, chory jest w domu,
To i gawędzić nie ma już komu...
I nam się zima dała we znaki,
Panie Marcinie — dajcie tabaki!

Dajcie tabaki!.. ciężko na świecie,
I ogród później stroi się w kwiecie,
I młodzież insza — a człek rad nie rad,
Odrabia życia smutny referat,
Póki nas czarni woźny nie zgarną
Na ową wielką sesję plenarną,
Gdzie kiedyś wszyscy pójdziemy chmurą...
Na tamtym świecie założyć biuro.
Bo i co nam tu... patrz jaka młodzież,
Wywiędłe członki pcha w modną odzież,
Godzin nie patrzy, ani się uczy,
Lecz po alejach chętnie się włóczy,
Za jaką szwaczką... albo też boną,
Której dziateczki strzedz powierzono.
Patrz jak parami, skaczą jak ptaki...
Panie Marcinie! dajcie tabaki!..

Dajcie tabaki! patrzaj człowiecze,
Ile ta jejmość ogona wlecze...
Jak na nią patrzą zwiędłe młokosy,
A ona kurz im miecie pod nosy,
Patrz, sama idzie, jak się rozgląda —
Czy nam się przyjrzeć tak bardzo żąda?
Lecz nie u licha! wszakżeśmy starzy,
Już nas wejrzenie takie nie parzy,