Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nością, zespoli się z nią i w szeregu drgań eterycznych, w nieujętej mowie światła, w owym języku ognistym, o którym mówiliśmy tyle w swoim czasie, wyśpiewa ci odpowiedź na owo męczące pytanie: „Co jej było po tem“?
Była godzina dziewiąta rano, dzień piękny, słoneczny, miesiąc sierpień u schyłku.
Siedziałem w swojem mieszkanku, na trzeciem piętrze, pod strychem prawie, i piłem herbatę, która stanowi, wraz z dwiema bułkami, mój zwykły posiłek poranny, gdy naraz usłyszałem trzeszczenie schodów i ciężkie kroki.
Tylko hipopotam, lub tapir mógłby podobny efekt ciężkiemi stopami wywołać, ale cóżby takie zwierzę gruboskórne mogło mieć za interes do filologa? A przecież do mnie, gdyż schody wyłącznie do mojej prowadziły izdebki.
Jakoż do mnie.