Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już tego nieoszacowanego, tego prawie świętego człowieka, na świecie nie było.
Zadumany, zakłopotany, poszedłem za miasto, myśląc, że może na świeżem powietrzu, z tchnieniem wiatru, jaka myśl do głowy napłynie.
Szedłem przed siebie, aż nagle usłyszałem za sobą wybuchy śmiechu; zgromadka wesołych kolegów doganiała mnie, wołając:
— Melchior, Melchior!