Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic, panno Wando, to przejdzie. Jestem oddawna cierpiący na serce i każde silniejsze wzruszenie działa na mnie.
— Jakiż pan dobry i życzliwy dla nas!...
Tak, pomyślałem sobie, tak śliczne dziewczyno; życzliwy jestem, chociaż tyś mnie zabiła słówkiem jednem... Niech ci to Bóg przebaczy, bo zmarnowałaś mnie bezwiednie...
Goście zaczęli się zjeżdżać, a ja odszedłem do oficyny, do pokoiku mego, zamknąłem drzwi na klucz i zapłakałem rzewnie, serdecznie, nad życiem straconem, nad moją własną marnością.
I tyle lat przeżyłem i tyle chleba zapracowałem i zjadłem i doczekałem włosów siwych, bez świadomości stanu swego, nie wiedząc wcale, czem byłem właściwie, czem jestem?!
Trzebaż dopiero, żeby ta dziewczyna, u progu własnego szczęścia