Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, panie sędzio dobrodzieju, przecież jestem domowy.
— I przyjaciel nasz, dodaj, panie Melchiorze.
Skłoniłem głowę w milczeniu, dając tem niejako do poznania, że radbym wiedzieć, czego życzy sobie odemnie pan sędzia?
— Otóż, panie Melchiorze, właściwie nie ja cię wzywam, ale Wandzia. Pragnie ona pomówić z tobą, jest w małym saloniku i czeka. Idź-żeż pan, bo tylko patrzeć, kiedy goście zaczną się zjeżdżać.
Zaciekawiony w najwyższym stopniu, czegoby panna Wanda życzyć sobie odemnie mogła, zwłaszcza w tak ważnym i uroczystym dla niej dniu, pospieszyłem do owego saloniku, w którym zwykle odbywaliśmy lekcye.
Wszedłem i — szczerze mówię — musiałem oczy przymrużyć, gdyż zostałem nagle olśniony, ujrzawszy moją uczennicę.