Strona:Klemens Junosza-Z papierów po nieboszczyku czwartym.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę tu posiedzieć — mówił u ciebie, kochany profesorze, zanim się goście zjadą i czas będzie iść do dworu. Będę tu siedział jak słupek i ani się ruszę, a to dla tego przeklętego fraka.
Zdziwiła mnie ta ostrożność, poniekąd zbyteczna, jak sądziłem.
— Widzisz pan, moja natura jest trochę, psia kość, gorąca; znam ja ją, jak zły szeląg! Otóż, gdybym poszedł na folwark, zaraz bym tam coś dostrzegł, bo od tego mam oczy, a jakbym dostrzegł tobym kogo trącił, a jakbym trącił, toby to fraczysko pękło, bo mnie pije pod pachami dyabelnie. Między nami mówiąc, ta paryska moda jest okropnie głupia, kiedy przy niej człowiek rękami ruszyć nie może; ale trudno, skoro ma być z szykiem, to niech będzie z szykiem. A słuchaj-no, panie profesorze, czy tobie tak samo ciasno we fraku?