Strona:Klemens Junosza-Z antropologji wiejskiej.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał porządne, zabudowania dobre, kilka sztuk bydła, nie godziło się więc dopuścić, żeby z innej wsi kobieta takiego męża posiadła.
I Biednowola ma swój patryotyzm i swój system, a w takim zwłaszcza wypadku chętnie zaprowadziła by cło ochronne, przynajmniej po rublu w złocie od funta każdej „zagranicznej dziewki“ porywającej serce i chudobę biednowolskiego gentelmana.
Czasy w ogóle ciężkie, a ten kto się chce żenić, a raczej kto żenić się może, zawsze jest przez kobiety protegowany.
Odbyło się na poczekaniu kilka narad, zrobiono pospieszny przegląd wszystkich panien i wdów w całej wsi, ale jak wszędzie, tak i w Biednowoli, trudno jest o jedność i zgodę, przeto powstały zaraz dwie kandydatury, dwa stronnictwa, dwie partye, usposobione względem siebie wrogo i groźnie.
Jedno stronnictwo, na czele którego stanęła Marcinowa, najkrzykliwsza baba w całej wsi, chciało wydać za Filipa Kaśkę Bąkównę, gospodarską córkę, przysadzistą, krępą, — drugie zaś, pod wodzą sołtysowej, protegować chciało wysoką, chudą wdowę po zmarłym przed rokiem gospodarzu Skowronku.
Filip rozmawiał w karczmie o cudownych skutkach Mendlowej mikstury, których właśnie na sobie doświadczał, gdy wbiegła Marcinowa i rozpychając chłopów energicznie łokciami, zawołała.
— A gdzieżeś ty mój Filipku! gdzieżeś ty mój chudziacku, moja sieroto?
— A dyć siedzę.
— Któż tobie tera nieboraku chleba upiecze? Kto ci kosiulinę upierze?
Chłop westchnął.
— Pomstujecie na nas, nie szanujecie kobietów, a jak któremu Pan Bóg babę zabierze, toć dopiero dudy w miech... Cóż ty teraz nieboraku z dzieciami poczniesz?