Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę pana dalej, niech pan usiądzie. Zanim pomówimy o pokoiku, muszę wpierw pana o niejedno zapytać. Nie weźmie mi pan zapewne za złe tej ciekawości, bo... widzisz pan, przecież pokoju przy familii ze wspólnem wejściem, nie można pierwszemu lepszemu wynająć. Warszawa jest miasto duże, a młodzież dzisiejsza, niech to pana nie obraża, niewiele warta...
Przyznałem słuszność szanownej damie i opowiedziałem jej najdokładniej: jak się nazywam, gdzie pracuję, ile pobieram pensyi i jakie mam widoki na przyszłość. Opowiedziawszy swoje curriculum vitae, objaśniłem, jakie pobudki skłaniają mnie do starania się o pokoik przy familii...
— Boże wielki! — zawołała, załamując ręce, jakież to okropne położenie! Chorować przez trzy dni, bez rosołu z kurczęcia, bez kataplazmów, bez serdecznej opieki kobiecej... to rozpacz! A! panie, ja bo mam takie serce, że, gdyby już nie powiem człowiek, ale kot u mnie w domu zachorował, tobym mu duszę oddała... a moja Pelcia! moja Pelcia jest jeszcze tkliwsza, ale pan nie wie zapewne, kto jest Pelcia?
— Istotnie, nie miałem szczęścia...
— Prawda, co ja też mówię, przecież widzę pana pierwszy raz w życiu... Ja jestem Szwalbergowa, mój mąż nazywa się von Szwalberg, pochodzi z baronów, chociaż nie lubię o tem wspominać. Wszyscy ludzie niby to są sobie równi... ale co tam! Mam dwie córki, poznasz je pan. Olimpcia jest mężatką, ale nie żyje z mężem... proszę pana, tak pójść za mąż! a zdawało się...