Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy to pani własna obserwacya?
— Nie wiem jak to nazwać. Tak mi się wydaje. Może ludzie uczeni tłómaczą to inaczej; ja wiejska dziewczyna sądzę po prostu. Może w błędzie jestem, ale chyba nie. Według mego zdania, człowiek chociaż jest małą, drobną, prawie nic nieznaczącą cząsteczką świata, dzięki temu, że ma władzę myślenia, zawiera w sobie cały świat. Są w nim walki i żale, i radości i smutki, i troski i nadzieje, a jak na świecie wszystko się zmienia, jak po burzy pogoda, po zimie lato nastaje, tak i w tym maleńkim naszym światku są wielkie zmiany...
— Są chyba i niezmienne myśli, stałe... są uczucia, które żywimy w sobie i pielęgnujemy do śmierci...
— Ja o tych nie mówiłam.
— A zdawało mi się, że pani wszystkim myślom ogólnie przypisuje cechę zmienności...
— To mnie pan źle zrozumiał. Mówiłam tylko o światku myśli ludzkich, ale nie o jego słońcu. Bo widzi pan — a zawsze powtarzam, żem to sobie sama obmyśliła, i że mylić się mogę, — mnie się zdaje, że właśnie wiara, uczucie miłości bezgranicznej dla tego cośmy kochać powinni, poświęcenie dla drugich, to są właśnie promienie, to są te ognie, z których się słońce naszego wewnętrznego światka składa... Drobne i powszednie myśli mogą się w głowach naszych burzyć, uciszać, ale słońce wiary, słońce uczuć jest zawsze jedno, jasne, piękne, stałe i niewzruszone, jak prawdziwe słońce, które się pali nad nami...
Zaledwie mówić skończyła, Janio pochwycił ją za rękę, i szepnął: