Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom IV.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zawadek niedaleko już. Półtorej mili po równej drodze, a łąkami znacznie bliżej. Naturalnie, Janio wybrał drogę krótszą; kilka rowów, któremi łąka była poprzerzynana, nie stanowiło dla kasztana poważnej przeszkody. Przeskakiwał przez nie jak sarna.
Tylko co państwo Karpowiczowie z kościoła wrócili, gdy Janio spienionego bieguna na dziedzińcu zatrzymał.
Karpowicz z otwartemi ramionami wybiegł na ganek.
— A witajże, witaj, rzadki gościu! — wołał — chodź. Puść konia, trafi on do stajni, a tam go wezmą w opiekę. — Tak też Janio zrobił i wyściskany, wycałowany przez starego, wszedł do pokoju, gdzie pani z córkami oczekiwała.
— Jest winowajca! — rzekł — winowajca i głodny. Dawajcież obiad co żywo. Florciu, Jadwiniu! śpieszcie się...
Florcia, główna wyręczycielka matki, wybiegła. Jadwinia została ku wielkiej radości Jania, który zawsze tyle jej miał do powiedzenia.
— Jest list od Ludwisia — rzekła.
— A czy co pomyślnego przynosi?
— Każdy list Ludwisia jest pełen tęsknoty do domu, do nas, niepokoju o rodziców i najprzyjaźniejszych uczuć dla pana.
— Zawsze o mnie pamięta!
— O zawsze! Nie wiem, czy ma pan kogo życzliwszego na świecie. W tym liście ostatnim, który otrzymaliśmy dopiero, Ludwiś donosi, że praca dobrze mu idzie, że patent dostanie bez wątpienia, a skoro go tylko otrzyma, wróci w rodzinne strony, osiedli się w poblizkiem miasteczku i rozpocznie praktykę. Tak się dobrze składa, że właśnie