Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnie że kobiecka — wtrąciła Milczkowa — bo ty, gamoniu, nawet do trzydziestu rubli nie potrafisz zrachować.
— Oho! nawet choćby do czterdziestu potrafię. Nie bój się, jak przyjdzie wielki post, to po samej cienkości swojej pomiarkuję, ile jeszcze dni do Wielkiejnocy trzeba czekać.
— Oj, to prawda... to jedno coś prawdę powiedział — odezwała się Milczkowa — jak cię trochę z głodu ckni, to rachujesz wiele jeszcze godzin do południa, ale jak sobie w południe podjesz, a wypadnie ci snopki na polu zliczyć, to już nie dasz rady.
— Tedy najlepiej nie dawajcie mu wcale jeść, to będzie mądry jak żydowski rabin.
— Oho! — odrzekł Milczek — takżeście trafili, panie Zacharyaszu; wolę ja sobie, uczciwie podjadłszy, prostakiem być, aniżeli z mądrością o pustym brzuchu chodzić. Co mi tam po waszych rozumach! Ja i tak zaorzę niegorzej od was i zasieję po ludzku i wszystko koło gospodarstwa zrobię jak się patrzy. Może nie?
— Juści że tak.
— A po drugie, mądrość to wcale nie taki wielki smak, jak ludzie gadają.
— Dlaczego? Zawdy co rozum to rozum.
— Ale! toć i dzieciom jak bajki powiadają o trzech braciach, co dwóch było mądrych, a trzeci głupi, to zawsze tak się składa, że mądre bracia zmarnieli, a głupi miał jeść i pić po same uszy i używał sobie jak pączek w maśle.
— Ot, nie plótłbyś, pleciugo — rzekła prawie