Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty na osobę patrzaj, ale nie na kapotę.
— Aj waj! niech jegomość takie słowo nie powie. Osoba to jest osoba, a kapota to jest kapota. Osoba bez kapoty, to wstyd, a kapota bez osoby, to jest tylko kawałek gałgana...
— No, no, nie ujadaj tylko, bo jeszczem z tobą porachunku nie zrobił — rzekł Hulajdusza ponuro.
— Moi panowie — zawołał żyd, zwracając się do Zacharyasza i Milczka — moi panowie, proście tego pana Rafała, niech on będzie trochę cierpliwy. Jegomość, panie Rafał, niech jegomość weźmie na delikatny rozum! Ja nie mieszkałem między szlachtą, ale mój stary ojciec mówił, że to bardzo fajn gatunek osoby. Ja proszę panów trochę cierpliwość. Ja zgrzeszyłem! ja się przyznaję...
— A widzisz!
— Zaraz... do czego ja się przyznaję? — do grzechu, a co jest moje zgrzeszenie? omyłka! Czy widzi jegomość ten woreczek — rzekł, pokazując Rafałowi dobytą z kieszeni portmonetkę.
— Ano widzę.
— Wieleby tak jegomość dał za ten woreczek?
— Albo ja wiem.
— No tak, odrazu, ryzyk fizyk, wiele taki woreczek może być wart!?
Zacharyasz popatrzył na żyda uważnie i rzekł:
— Ha... zważając po wasągu, po koniu i po tobie, mój panie starozakonny, to może z tem, co we środku, ten woreczek ze dwa złote wart.