Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rób tu co chcesz z taką fortuną i z takiem gospodarstwem i z takim inwentarzem, bo trzeba wiedzieć, że i inwentarz był. Był, ale jaki! Panie odpuść.
Czterysta owiec, takich pańskich owiec, delikatnych — z tego gatunku, co jak na mokre pastwisko, albo choćby tylko na rosę wyjdzie, to zaraz zaczyna kaszleć i marnieje.
Krowy, chociaż także podług pańskiej mody, zagranicznego rodu, przynajmniej trochę mleka dawały — ale co konie, to całkiem na nic.
Pozostało tego przy gruncie kilkanaście sztuk — ale pociechy z nich żadnej. Wielkie drandrygi, na wysokich nogach, do wielbłądów niż do koni podobniejsze, zjadłyby chyba wszystek owies z całego Latoszyna i siano.
Długo Zacharyasz dumał, co z takim inwentarzem zrobić — aż nareszcie, za zgodą wspólników, postanowił zawołać żydów i wszystkie owce, konie, oraz część krów zagranicznego rodu wyprzedać, a pieniędzmi podzielić się sprawiedliwie, według proporcyi, w jakiej części kto do części Latoszyna przystąpił.
Tak się też zrobiło — i zaraz całkiem inny porządek nastał. Koniki małe, ale żwawe, owieczki czarne, białe i bure, prawdziwie gospodarskie owce, co to mitręgi z niemi żadnej niema, ani kłopotu — cały inwentarz porządny, jak się praktykuje u ludzi — i jak w Lipowicach bywało.
Sprzedali też bracia szlachta i te wszystkie maszyny niepodobne, co pod szopą leżały; wszystko żelaztwo, koła, kółka, trybki, one figielki niemieckie, co