Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i że ja ani jeść, ani spać nie mogę, że mnie tu dławi... dusi... Słyszysz, dusi mnie tu! tu dusi!
To mówiąc, szarpnął ręką za kołnierz od koszuli, rozdarł odzienie na sobie i odsłonił pierś nagą, suchą, włochatą.
— Ty wiesz — syczał — boś mówił że ja zgryzotę mam... że mi już życie niemiłe.
— Jegomość! aj jegomość! niech-no jegomość sobie przypomni jak my na jarmark jechali i co my wtenczas rozmawiali ze sobą. Czy jegomość już nie pamięta?
— Nie.
— Dziw jaką jegomość ma krótką pamięć, na moje sumienie! My wtenczas gadali o żonach! Jegomość mówił że insza żona to gorsza niż cały dyabeł i ja jegomości powiedziałem, co u nas, w starym zakonie, na taki interes sposób jest.
— Sposób?
— Bardzo prosty sposób: jak żona nie jest taka jak człowiekowi potrzeba, to można rozwód jej dać... To była cała nasza rozmowa! Ja panu Rafałowi nie powiedziałem więcej i nie powiedziałem mniej, a pan mówił, że u państwa, w pańskim zakonie, takiego sposobu niema. Więcej to my wcale nie gadaliśmy ze sobą o tym interesie.
— A czegóż ty zatraceńcze powiadasz, że mi źle na świecie, że ja zmartwienie mam?
— Ny, ja powiadam, bo przecież jegomość sam mówił.