Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ja mam wiedzieć?!
— Ty żyd, ty masz lepsze oko... ty jesteś tu we wsi jak ja wyjadę, możeś co podpatrzył, usłyszał?
— Aj waj, co jegomość powiada?! Po pierwszego, ja wcale nic nie podpatrzyłem, a po drugiego, ja nic nie wysłuchałem; co ja mogę wiedzieć?!
— Łżesz jak pies!
— Tfy! u jegomości zawsze tak! U jegomości jak co źle to źle, a jak co dobrze — to także źle! Ja już sam nie wiem, jak ja z panem Rafałem mam gadać. Jegomości nazywają Hulajdusza, a jabym jegomości nazwał Straszydusza, bo jegomość już mało duszy ze mnie tem strachaniem nie wypędzi! Czy to się godzi, czy to pasuje na taką osobę, na takiego szlachcica, na Latoszyńskiego dziedzica? Ja nie rozumiem za co jegomość taki straszy-dusza ma być. Ja od tego strachania całkiem już zdrowie straciłem!
— A ty sobie godnem przezwiskiem zębów nie wycieraj, bo ci się mogą połamać.
— Jest! nowy kompliment! nowa polityka! To wszystko za moją dobroć, za moją życzliwość dla jegomości.
— Słuchaj — rzekł Rafał szeptem, nachylając się prawie do samego ucha Mordki — słuchaj... tyś mi te trzysta rubli zaszachrował, tyś mi je, poprostu powiedziawszy, ukradł.
— Pfe! co jegomość powiada... co jegomość takie paskudne słowo mówi! Komu ja co ukradł? Pytaj się jegomość na całą okolicę, niech ludzie powiedzą co Mordka komu kiedy ukradł?!