Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojca i macochę, a później do obowiązku poszedłem i ot tak lata zeszły.
— Nie wiedziałeś, że ojciec w Latoszynie teraz?
— Zkąd miałem wiedzieć? Pamiętałem tylko żem się w Lipowicach urodził; ale gdzie te Lipowice są, którędy do nich jechać, tego na dzisiejszy dzień nie wiem i zresztą nie myślę. Tu u nas główny administrator, co nad nami wszystkiemi jest, niemiec, hardy, zły; a znów rządca także niemiec; pędzą do roboty od świtu do zmroku, a jak święto przyjdzie, to posyłają nas za interesami swojemi, to do miasta, to do fabryki, to tu, to owdzie, tak że godziny odetchnienia niema... więc zkąd czas o sobie rozmyślać, albo i Lipowic po świecie szukać?
— No, już po Lipowicach nic ci teraz, ale Latoszyna musisz poszukać, musisz się ojcu pokazać.
— Toż ja nie wymawiam się.
— Bo i nie możesz, mój chłopcze. Pókiś nie wiedział gdzie ojca szukać, toś nie szukał, ale teraz...
— A może ojciec już o mnie wcale zapomniał?
— Choćby nawet tak było, to synowskie prawo jest do ojca przyjść, a nie ojcowskie do syna.
— Ja rozumiem...
— Bo właśnie i w przykazaniu Bożkiem stoi: czcij ojca twego i matkę twoją, jeżeli chcesz długo żyć na świecie. Tedy mój Wojtusiu kochany, inszego sposobu niema, tylko żebyś do Latoszyna przyjechał i ojcu się pokłonił.
— Przyjadę.