Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julcia, zobaczywszy się w stancyi porządnej, aż w ręce z radości klasnęła, a skoro ojciec do folwarku poszedł, zaraz rozwinęła tłomoczek swój z odzieniem, uczesała się przed lusterkiem, ubrała pięknie jak na święto i taka była ładna, aż się sama do siebie niby do swego obrazu w lusterku uśmiechała.
Zacharyasz może we dwie godziny z folwarku powrócił i zapowiedział, że niedługo gość przyjdzie i że go trzeba porządnie przyjąć.
Julcia zakrzątnęła się koło tego.
Gospodarz z austeryi samowar dał, herbaty, cukru; w koszyczku prowizyi wszelakiej było dość; więc jak się jeszcze Julcia zakrzątnęła, jak poustawiała, pokrajała wszystko porządkiem, tedy było przyjęcie jak najlepsze.
Schła z ciekawości dziewczyna co to za gość ma być, aby ojciec powiedzieć nie chciał.
— Obaczysz — rzekł — jak przyjdzie.
— A czy, tatuniu, stary? — pytała — czy młody?
— Stary — rzekł Zacharyasz, śmiejąc się — właśnie stary, prawie jak ja, a może krzynkę młodszy...
Już zciemniało się kiedy ów gość przyszedł.
Skłonił się Julci grzecznie, a Zacharyasza w ramię pocałował, prawie jak ojca.
Wnet też i gospodarz dziewczynę przysłał ze świecą, a wtenczas dopiero Julcia zobaczyła, że gość wcale nie stary, owszem ledwie mu się wąsik dopiero wysypywać zaczyna. A ładny chłopak, bo ładny! Julcia jeszcze nigdy nie widziała takiego. Smukły, wzrostu wysokiego, twarz miał białą, oczy jak bławacie co