Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gi nie odbywała, to też oglądała się na wszystkie strony uważnie, żeby świat poznać, a potem w Latoszynie opowiedzieć co widziała.
O samej Kraszance byłoby do powiedzenia bardzo dużo, taka na podziw piękna wieś była! Kościół wspaniały, duży, z wieżami; plebania murowana, dokoła lipy wielkie, w dwa rzędy jak pod sznur wyciągnięte, dalej na wzgórzu pałac i jaki jeszcze! Latoszyński przy nim wyglądałby jak chłopska chałupa; a ogrody jak lasy, od dębów, buków, grabów, od najwspanialszej drzewiny, a folwark! same mury, jakby jakie miasto najpiękniejsze. Stodoły na podziw, obory, stajnie, prawie jak pałace. Wiadomo, fortuna hrabiowska, wielka fortuna!
Zacharyasz zajechać kazał przed karczmę, ale gdy się chłopak o nią dopytywał, ludzie powiedzieli, że w Kraszance karczmy wcale niema, tylko austerya murowana i zajazd, gdzie pokoje dla gości i stajnie dla koni są, gdzie dostanie wszystkiego jak w najlepszym sklepie, co tylko zapragnąć można.
Prawdę powiedzieli; Zacharyasz zobaczywszy austeryę, zdziwił się, bo w inszem porządnem nawet mieście, takiego zajazdu wygodnego nie znaleźć. Nie szkodował też pieniędzy i stancyę sobie osobną za dwa złote dać kazał, na wszelki wypadek, bo nie wiedział jak mu tu długo zabawić wypadnie. Konikom też należało choćby ze dwadzieścia cztery godzin wypoczynku dać, gdyż z Kraszanki bocznemi drogami myślał Zacharyasz na Lipowice ciągnąć, a to szkaradny kawał i jak ludzie powiadali wskroś piachy.