Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jek jest moc. Poczekaj jeno trochę, takiej ci jajecznicy ze szczypiorem sporządzę, jak sam najlepiej lubisz, a tymczasem dziewucha przyczesze się krzynkę i do drogi wybierze. Przecie ją takoż jak obdartusa w świat nie puszczę.
— Dość że ty koniecznie tę dziewczynę chcesz ze mną wyprawić?
— Toć ojciec jesteś, co masz dziecku żałować. Niech trochę światu ujrzy, tyle jej szczęścia.
— Ale na co? Kobieto, co Julci po tem?
— Już też chyba sam ani widzieć tego, ani pomiarkować nie chcesz co ja myślę?
— A co?
— Toż powiadam, dziewczynie się na siedmnaty rok obraca.
— Obraca, to prawda.
— Dziewka piękna.
— Juścić piękna, niema co gadać.
— Uważaj tylko sam, w kościele naprzykład. Ja wiem, że to grzech oczami wodzić po ludziach, wiem, alem matka, powstrzymać się nie mogę. Jak oto w niedzielę, albo przy święcie do kościoła pójdę, to patrzę, czy jest jaka ładniejsza od mojej Julci.
— I co? — zapytał, śmiejąc się Zacharyasz — pewnie niema?
— Ma się rozumieć że niema.
— Ja to zaraz wiedziałem.
— O! bo pewnie i ty sobie po ludziach uważasz?
— Nie, tylko ja po tobie miarkuję, po twojem pomyśleniu. Właśnie dla ciebie Julcia pierwsza, samo