Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do chałupy wszedł, ledwie „pochwalony“ rzekłeś, ehe! patrzysz już bata niema. Gdzie bat? szukaj wiatru w polu! To pierwsza chłopska chytrość. Drugie i trzecie, to właśnie rzemień a żelazo... na to się chłop zawsze złasi, żeby nie wiem jaki był; a czwarta drzewina w lesie. Żydowi cebula tak nie pachnie i czosnek, jak chłopu chojaczek, albo dąbek. Jak miarkuje że może ukraść, to nocy nie dośpi, jadła nie doje, o pięć mil drogi pojedzie, aby tylko ten kawałek drzewiny zwędzić, bo już jego taka chłopska natura.
— Prawdziwie Zacharyasz mówi — rzekł Piotr — bo sprawiedliwie tak jest i tak się z onym lasem stało. Trochę lipowicka szlachta wycięła, trochę tamci znów z Zawadek, a resztę chłopijasze rozwlekli; tak że na onem miejscu gdzie las był, została się tylko wydma, pagórek; gdzie niżej trochę lepszy grunt, a nawet prawie całkiem porządny, boć i dębinka na nim kiedyś rosła, a na wzgórku sam piach, szczery piach, że jakby sochą przeszedł, toby nawet śladu nie zostało.
— Ach! — zawołała Milczkowa — to to wzgórze, co za figurą, po prawej stronie od gościńca?
— Właśnie to samo.
— Boże miłosierny! Było też o co tyle kosztu i zniszczenia robić.
— Ot, niby to tam, Panie Święty, komu o ten piasek chodziło! Z początku, kiedy jeszcze las był, to ma się rozumieć o las się prawowali, bo wiadomo, że łakoma to rzecz, ale popóźniej to już jeno o honor szło. Bo i co tam ten piasek? nikomu z niego nic, ale ambit, ale na swojem postawienie... ot w czem rzecz.