Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jееdna w chałupie siadywała, sama koło całego domu obrządek robiła, bo niemowa jak ongi poszła w świat, tak przepadła bez śladu, a dziewki o wiośnie zgodzić nie było można, gdyż się każda na robotę w polu łaszczyła. Tak więc Rafałowa, to sama, to z najemnicami, jak mogąc koło gospodarstwa się upędzała, a parobek w polu robił i chłopów ze sprzężajem przynajmowało się.
Szlachta wydziwić się nie mogła, że kobieta tak foremnie całe gospodarstwo prowadzi i wszystko ma zawczasu zrobione, nietylko jak u ludzi, ale i prędzej nawet.
A ona, ta gospodyni, ta pracownica wielka, chodziła ciągle w smutku i w żałości, mało do kogo słowo przemówiwszy, zawsze sama, zawsze bolejąca...
Nawet o wiośnie, gdy słonko ciepłością swoją cały świat Boży ogrzało, gdy wszędy świeża zieleń rozpostarła się, a po łąkach kwiatów różnakich moc zakwitła, to jej jeszcze smutniej, jeszcze tęskniej było na sercu.
Bywało przy święcie, kiedy z kościoła powróci, popołudniu, gdy sąsiedzi i sąsiadki na pogawędkę się zbiorą, gdy Ignacy na harmonii grać pocznie, a dziewczęta sobie światowe pieśni śpiewają, ona biedactwo pójdzie do olszynki nad rzekę, siądzie na brzegu i patrzy na tę wodę mieniącą, co płynie, a płynie bez końca...
Siądzie bywało nad tą wodą, zapatrzy się w nią i tak oto siedzi godzinę, dwie i więcej, czasem do sa-