miarkując, byłoby na co spojrzeć... a jakbyś jeszcze, na to mówiąc, adwokatem została, a zaczęła gadać, tobyś tak cały trybunał za nos wodziła, jak i mnie wodzisz.
— Pleć, pleć, pleciugo.
— No, nie gniewaj się, moja kobieto, jeno mi najpierw jeść daj, a jak czas przyjdzie, to sam chłopaka odwiozę gdzie będzie trzeba.
— Oboje odwieziemy.
— To jeszcze lepiej, bo w kompanii zawsze przyjemniej, czy szklaneczkę piwa na popasie, czy jak, zawsze milej.
— I rady byś sobie nie dał.
— Możebym i nie dał.
— Miasto, widzisz, duże; do różnych urzędów, do różnych panów znacznych chodzić trzeba, toby ci nie bardzo łatwo było.
— I pewnie że nie łatwo...
— A ja na to wypraktykowana. Ja wiem gdzie się obrócić i jak jaką osobę uhonorować.
— A juści.
— Bo widzisz, nie każdemu ten sam honor pasuje. Inszemu trzeba jaśniać, dla inszego i wielmożny dość, a i taki jest, co mu trzeba powiedzieć „panie“ i na tem skutek. Do tego zaś wyrozumienie i pomiarkowanie trzeba mieć, a ty nie jesteś w takich obrotach próbant.
— A jak sobie chcesz, tak i rób. Mnie tam czy kto wielmożny czy jasny, wszystko wraz, bylem ja głodu nie znał...
Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/200
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.