Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fortunie większej, sposób już prawie mając na kosztów poniesienie, powiedziała mężowi co myśli.
On spojrzał na nią trochę zdziwiony, roześmiał się i rzekł:
— Edukować Adasia chcesz?
— Właśnie... niechby do szkół poszedł, niechby się uczył. Przecież w rodzie naszym ludzie nauczni byli.
— Ja tam, co prawda, niebardzo...
— Alboż ja o tobie powiadam? Wiadomo, że jeżeli czem możesz zgrzeszyć, to już najmniej rozumem...
— Ja się też nie chwalę i chluby z mądrości nie szukam. Co mnie potem? Chleb jest, kartofle są, a jak się dwa razy do roku gadzinę zadusi, to i okrasy nie brak. Ten mądry kto nie głodny, a komu się cygany śnią, to żeby tysiąc książek przeczytał, zawsze go ckni na wnętrzu.
— Oj ty... ty... tylko w miskę wierzysz!
— Jagodo kochana! nie tylko... ja i w miskę wierzę i w talerz i w łyżkę i w każdą rzecz co do jedzenia potrzebna, a skoro miska pełna, to niech psi zjedzą wszelaką mądrość, bo z niej po prawdzie tylko głowa boli.
— Aleć zawsze błogo by ci doczekać na stare lata, żeby honor z dziecka był.
— Niby jaki honor?
— No, żeby chłopak wyszedł na jaką osobę znaczną, czy na księdza, czy jak mu tam Pan Bóg miłosierny da.
Milczek rozśmiał się.