Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze źle. Smutek się przy nim układzie, jako cień przy drzewie, żal go omota, oplącze, jak on chmiel dziki co się krzaków po lesie czepia — i chodzi taki nieszczęśnik w umartwieniu, w żałości, we frasunku, jak wół w jarzmie, odednia do dnia, od nocy do nocy. I choć mu czasem co lepszego błyśnie, to na jedno oka mrugnięcie tylko i zgaśnie wnet i zniknie i znowu w duszy czarno, zimno jak w grobie...
Kto powie dla czego tak jest? dla czego jednym wesele, drugim smutek zawsze? Kto rozkazanie Bozkie przeniknie? Bóg miłosierny krzyże na ludzi zsyła i dźwigać je każe.
Wola Jego święta niech się dzieje!
Gdy tak oto biedna kobiecina rozmyślała, Rafał wszedł.
Trzasnął drzwiami, aż szybki w oknach brzęknęły, strzelbę w kącie postawił i nie zdejmując czapki, siadł na ławie przy stole.
Brodę na rękach oparł i ponuro, jakoby z gniewem, na żonę spoglądał. Ona przędła dalej, spokojnie, nie przerywając sobie, tylko od czasu do czasu okiem na komin rzuciła.
— Józiu! — odezwał się do żony.
— Co chcesz?
— Niemowa gdzie?
Ona wstała, położyła kądziel, wyszła przed dom, do zabudowań zajrzała, do obórki, do stodoły.
— Niema niemowy — rzekła, powróciwszy.
— Niema?
— Szukałam wszędzie.