Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spodarstwo dbał niewiele, żona je sama z najemnikami prowadziła, on zaś do gotowego przychodził, wymłócone ze spichlerzyka brał i żydom sprzedawał. I nie tak żydom, jak Mordkowi, który u niego oczko w głowie był i do wszystkich handlów, przebiegów i spekulacyj pierwszy doradca i przyjaciel.
Rafałowa tedy prawie ciągle sama w domu przebywała, ale nie widać było, żeby przykrzyła sobie tę samotność. Owszem, jak tylko Rafał z domu, to jej się jakoś lżej robiło i nie była taka dziwnie smutna i taka zasępiona, jak w one chwile kiedy on powracał.
Dziw co się z tej kobiety zrobiło!
Poszczuplała bardziej jeszcze, a że była wysoka, więc się jeszcze wyższa, jeszcze w pasie cieńsza wydawała. Opalenizna letnia zeszła z niej i twarz jej zrobiła się taka, jakby ją kto z blichowanego wosku ulepił...
Nie uszło to ludzkiego oka, że u Rafałowej zmiana duża jest i sąsiadki nieraz, jak to u kobiet zwyczajnie, między sobą gadały, przypuszczenia różne czyniąc. Miarkowały, że się kobiecisko głodzi przez skąpstwo, to znowu myślały, że się przepracowała, że od podźwignięcia może tak schnie... Różne sobie dopuszczały pomyślenia do głowy, ale w tem godziły się na jedno, że Rafałowa na księżą oborę patrzy i że przy takim sposobie długo nie pociągnie.
Wiadomo, że różne słabości ludzi trapią; jedna będzie ostra słabość, co zrazu człowieka całkiem złamie i zdusi, że do drugiego dnia nie wytrzyma — insza