Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ona też, choćby ją żelazem rozpalonem piekli, nie użaliłaby się przed nikim; ale to ludzie miarkowali, że tam dobrze nie jest, że niema ani przyjacielstwa, ani pożycia ludzkiego. Wiadomo, że w małżeństwie, które prawdziwe małżeństwo jest, rozmaicie bywa: to się jedno do drugiego roześmieje, to zagada, to wreszcie przemówi się jedno z drugiem, albo i poczubi... tak czy siak, ale zawsze życie jakieś w mężu i w żonie znać, a kto tylko koło chałupy przechodzi, ten już po samym krzyku, po pisku dziecinnym pozna, że w niej godne i sprawiedliwe małżeństwo siedzi, a tu nic!
Tu choćbyś i przez cały tydzień koło owego czworaka chodził, to ludzkiego głosu nie usłyszysz, tak cicho jest.
I nie jest to owa cichość, jaka w nocy bywa, gdy ludzie spać się układą, i nie taka jak w polu, kiedy wiatr ustanie, ale zimna, smutna cichość, z tych cichości co się na cmentarzach kładą, albo w rumowiskach, w pustych pałacach, w zwalonych zamkach przemieszkują. Taka cichość nie lubi koło ludzkich siedzib przebywać, lecz bardziej grobów, uroczysk, dróg rozstajnych, a bagien nieprzystępnych się trzyma. Powiadają, że z nią śmierć chodzi w parze, że topielice i upiory tylko kompanię z nią trzymają, bo nawet taka zatracona dusza, jak wisielec naprzykład, już jej nie cierpi i woli z szalejącą wichurą tańcować...
W takiej cichości i smutku Rafałowa ciągle przebywała, sama prawie, bo on, jak się rzekło, rzadkim gościem w domu bywał, a i te chwile co był, to więcej w lesie ze strzelbą, aniżeli w izbie przepędzał. O go-