Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja tobie powiadam, kobieto, idź.
— A żebyś ty skapiał, paskudny chłopie, ze swojem: idź, idź! Pójdę, właśnie pójdę w świat, na zatracenie, na zgubę, pójdę sama, dzieci zabiorę, a całe dobro ci tu pozostawię. Obaczysz co to znaczy idź, obaczysz, jak ci będzie bez żony, bez gospodyni statecznej. Będziesz sam wełnę prządł, będziesz sam len międlił, kilimków sobie natkasz, płótna na worki, może gęś wyhodujesz, gadzinę upasiesz? Zostań, pozostań sam, ty mruku, ty figuro kamienna! ty słupie, co cię najpodobniej przy rozstajnych drogach postawić! Idź, idź! to właśnie nagroda za to, żem ci moją młodość oddała, moją urodę, moją sprawiedliwość, żem ci wiano piękne w dom wniosła i pracą ciężką, harowaniem dobra twego przysporzyła. To nagroda! to sprawiedliwość, to porządek taki u ciebie! A możem ci się naprzykrzyła już, możem się zestarzała?... O! i pewnie, żeby tak do młodszej, tobyś gadał, toby ci język latał jak bęben w młocarni, ale statecznej kobiecie, sprawiedliwej, matce dzieciom, to powiadasz „idź“, właśnie jako temu psu, co do izby wlezie, a patrzy jak człowiek kawałek chleba bierze do gęby. Dobrze jeszcze że nogą nie tupniesz, jak na Burka, nie powiesz: a pójdziesz! a na dwór! Na ciebie to wszystko podobne, bo ty swoim rozumem chcesz się sam cieszyć, właśnie jako ten rabin, co tylko siedzi w bubliach i nic nie gada. Kobieta u ciebie to nic! wagi swojej nie ma i znaczenia, bo tyś wszystkie rozumy pojadł! Bogdajbyś się niemi udawił, ty mruku!
Zacharyasz słuchał tej przemowy cierpliwie,