Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie jedzie jak chce, niech nawet szyję złamie! ale ja miarkuję, że oni wszyscy taką paradę lubią.
— Kto niby?
— Kto? juści nasze latoszyńskie dziedzice, panowie szlachta. Milczkowie też jechali z wielką paradą... Piotr, Ignacy to samo. Wszystkie z żonami; patrzyłem przez okno jak oni wyjeżdżali. Niech mi jegomość powie, dlaczego pani Rafałowa nie pojechała na jarmark?
— Bo nie chciała.
— Aj, co to nie chciała?! Powiedz-no jegomość, która na świecie kobieta nie chce na jarmark jechać?... ja miarkuję, że chyba jegomość nie kazał.
— Ja jej nie bronił...
— To ja nie wiem — dlaczego? Pewnie ona ma różnych swoich kobiecych fanaberyów...
Rafał łypnął oczami.
— A tobie do tego co? choćby nawet i miała!
— O co się pan gniewa? o co się jegomość gniewa? Co ja powiedziałem złego? Tak tylko rozmawiałem. Jegomość nie wiem za co zawsze jest zły jak wilk! Pfe! na co? Czy to nie można pogadać sobie w drodze? Albo się trochę śpi, albo trochę gada. Mnie się, Bogu dzięki, nie chce spać, to ja gadam. Ja z panem gadam dla tego, że my sobie w kompanii jedziemy, a dlaczego my w kompanii jedziemy? bo my jesteśmy wspólniki. Jegomość przezemnie bogaty jest.
— Był ja taki i bez ciebie.
— Był, był! prawda, że jegomość był, ale zawsze nie taki bogacz jak teraz. Niech-no jegomość przypo-