Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom III.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gniew go zdejmował wielki i złość, że przyczyny onej odszukać nie umie, czy nie może.
A chciał ją znaleźć koniecznie. Na co? sam jeszcze dobrze nie wiedział, ale przewąchiwał, miarkował i czuł, że może z wiadomości tej zysk jakowy wyciągnie. Przytem i z rodu i z zatrudnienia swego ciekawy był i przenieść na sobie tego nie mógł, żeby w okolicy, w której on handlował, a bardziej jeszcze we wsi, gdzie posiedzenie swoje ma, była taka rzecz, o którejby nie wiedział i którejby zrozumieć nie mógł.
Był on już i w Lipowicach nawet, niby to na jarmark jakiś jadąc, tam wstąpił i zaraz się z żydami tamtejszymi zwąchał i wywiedział, ile który z latoszyńskiej szlachty za część swoją w Lipowicach wziął, ile bydła sprzedał, czy długów jakich, albo też swoich należności po ludziach nie pozostawił?
Poszwargotawszy parę godzin z tamtejszymi żydami, poznał wszystko co się dotyczyło majątku Zacharyasza i jego wspólników jak najdokumentniej, ale o Rafałowej żonie niewiele czego dowiedzieć się mógł. Nawet tamci żydzi dziwnie na niego patrzyli, gdy ich o taką rzecz zapytywał.
— Co chcesz? — mówili — my całkiem nie rozumiemy co ty chcesz? baba to jest baba, czy ona śmieje się, czy ona płacze, co ty możesz na tem zarobić? co ty do tego masz? Fe! Mordku, na takiego kupca jak ty nawet nie przystoi zapytywać, dlaczego jakaś tam kobieta smutek ma? Niech sobie ma, co tobie do tego? Ty patrz, abyś sam smutku nie miał, a cudzych nie ruszaj. Przecież ty smutkiem nie handlujesz? A może ty