Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom II.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ważną i tajemniczą zarazem, i wykładała mi całą teoryę jak się zachowywać powinna panienka na mojem stanowisku. Zdawało mi się, że sama wiem jak mam postępować, ale nie... mama mi dała nowe wskazówki! Przedewszystkiem mam być wyjątkowo uprzejmą dla jednego z dygnitarzy kolejowych, zwierzchnika Adolfa. Jest to, jak mi się zdaje, człowieczysko Bogu ducha winien, schorowany, myślący tylko wyłącznie o lekarstwach i doktorach. Przypuszczam i zapewne nie bez słuszności, że moja wyjątkowa uprzejmość tyle go obchodzić będzie, co zeszłoroczna zima. Ale są widocznie jakieś plany. Nie trzeba być jasnowidzącą, żeby nie zrozumieć, że taki szwagier dla Adolfa byłby bardzo, a bardzo na rękę. Mama powiada, że vice-dyrektor ma nadzwyczaj liczne stosunki i, że może bardzo wiele. Usłyszałam przy tem zdanie, że nie ma nic prędzej przemijającego jak młodość, że miłość, o której tyle czytamy w powieściach, istnieje tylko na papierze. Na dowód przytoczyła mi mama moje własne dzieje i postępek pana Kazimierza. Ciekawy jesteś zapewne co odpowiedziałam na to? Przypuszczasz, że znalazłam mnóstwo argumentów. Nie, do czegóżby to doprowadziło? Słuchałam nie przerywając, a mama mówiła dalej, dowodząc jak szczęśliwy jest ten, kto odrzuciwszy wszelkie złudzenia i mrzonki, zdobywa sobie dobrobyt i komfort, bez którego życie niewiele warto. Patrzyłam mamie w oczy i przyszłam do przekonania, że ona nie podziela tych zdań jakie wygłasza, że mówi je jak lekcyę, której się wyuczyła na pamięć. Powtórzyła nawet kilka frazesów jakby wyjętych z ust