Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dłem swoją, ale ogólnie powiadam, że pani mnie zawsze źle traktujesz... O wszystko się pani spierasz, o najmniejszą rzecz się pani gniewasz, straszne rzeczy pani ze mną wyrabiasz! Ja co rok choruję i na jakąż to słabość?! Czy na katar, na kaszel, na migrenę, jak ludzie? Wcale nie! Ja chory bywam na dach pani Klejnowej, na dom pani Klejnowej, na jej lokatorów, na jej meldunki, teraz zapadłem na Andzię, a że sama pani Klejnowa do grobu mnie wpędzi, to nie ulega najmniejszej wątpliwości...
Odetchnął, otarł czoło fularem i spojrzał na przedmiot swoich westchnień ze szczerym żalem i wymówką.
Klejnowa przemówiła do niego łagodnie:
— Niesprawiedliwie mnie pan sądzisz, panie Faramuziński. Wiem coś pan wart i oceniam pańską przyjaźń, mam dla pana więcej życzliwości i szacunku niż myślisz, a że czasem się rozgniewam, to trudno. Takie moje usposobienie, prędka jestem, pan o tem wiesz i powinieneś mi nie jedno wybaczyć.
— A ma się rozumieć, że jak pani się do mnie po ludzku odezwie, to nietylko wybaczę, ale sam przeproszę i w rączkę pocałuję.
— Więc zgoda?
— Zgoda, najdroższa moja paniusiu, najśliczniejsza pani Michalino, zgoda, zgoda na całe życie!
— Puść-że pan moją rękę, bo znów się rozgniewam; przyczepiłeś się pan do niej jak pijawka, do czego to podobne!