Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uporem. Ani w prawo ani w lewo, ani tak, ani siak, jednem słowem nic. Ha, myślę sobie, upór na upór, zobaczymy, kto kogo przetrzyma? Poczekałem rok i znowuż oświadczyłem się...
— Ależ pan jesteś wytrwały...
— W naszym rodzie wszyscy tacy. Co Faramuziński, to uparty i stały. Nie jesteśmy szlachtą, nie mamy herbów, ale dewizą naszą jest hasło: „Nie daj się, nie ustąp.“ To niby dewiza Faramuzińskich. Mogę być dumny z niej, niby jaki hrabia lub baron ze swego herbu. Ale wracam do rzeczy. Pierwsze moje oświadczyny były delikatne, słodziutkie, cichutkie; — drugie poważne, jak ci oto opowiadałem i spokojne... trzecie trochę już ze sprzeczką, nawet z dość ostrą sprzeczką. Zaczęło się od dachu. Powiada ona: „Mówią mi, że dach popsuty, zacieka, i kawalerom z facyatki kapie woda na głowy. Tego im tylko trzeba, żeby mieć powód do niezapłacenia. Chciałam przekonać się sama, lecz dostać się nie mogę. Onufry się nie zna, rzemieślnicy mnie oszukują. Co rok mnie ten dach Bóg wie ile kosztuje i co rok z nim kłopot.“ A ja mówię: „Dobrze pani tak, bardzo dobrze, ślicznie, szkoda że jeszcze nie gorzej! Dla czego pani za mąż wyjść nie chce? Boże wielki! gdybym ja był pani mężem, tobym jak kot chodził po dachach, po piwnicach, wszędzie, gdzieby tylko było potrzeba. Dla czego pani mnie odrzuca? Czy nie jestem człowiek poważny, porządny, obywatel warszawski z dziada pradziada? Czemże to Faramuziński gorszy od Migdalskich, a tembardziej od Klejna? Nie mamże to ka-