Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zajęcia mam po uszy... Ot, spojrzyj tam, w tę stronę. Widzisz te dwie kamieniczki? jedna moja, druga niegdyś Dmuchalewskiego rzeźnika, o ostatnio pani Klejnowej.
— Tej utrapionej baby, która się zawsze z panem kłóciła?
Uśmiechnął się.
— Kłóciła — rzekł — zapewne; ale teraz jest co innego, teraz już się ze mną nie sprzecza i dach blachą pobije, i emfitentykę wykupi, i czynszu płacić nie będzie. Przyrzekła mi to solennie, i... wiesz... opowiadałem ci przecież, co było między nami... pamiętasz?
— Pamiętam, doskonale pamiętam; cóż więc się stało? zwyciężyłeś pan nareszcie? pokonałeś upór?
— Ma się rozumieć, że pokonałem. Już to, nie chcę się chwalić, ale fakt jest, że szczęście do kobiet miałem i postępować z niemi umiem. Na upór jest wytrwałość, a ta zawsze prowadzi do celu. Nie darmo któryś mędrzec powiedział, że krople wody, drobne kropelki, spadające ciągle jedna za drugą, mogą przebić skałę. To prawda, święta prawda: wytrwałość zawsze do celu doprowadzi... i...
— Powinszować.
— Zapewne że jest czego, dziękuję.
— Od kiedyż pani Klejnowa jest pańską żoną?
— Żoną? moją żoną? — zapytał zdumiony — przecież nie powiedziałem ci żem się ożenił!
— O zwycięztwie pan mówiłeś, o złamaniu uporu; zdawałoby się więc...