Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Phi! alboż jej nie wart?...
— Czy pan zna tę panienkę? — zapytała Andzia.
— Znam, wprawdzie tylko z widzenia, ale znam.
— Ładna?
— To zależy... Mnie wydaje się bardzo ładną, a Franek twierdzi, że jest wykształcona i ma bardzo zacny charakter.
— Skarb — odrzekła, rumieniąc się dziewczyna — i dla czego pan Franciszek zwłóczy?
— Niechże go Andzia sama o to spyta... jeżeli nie wie dla czego? Słowo honoru daję, kobiety to są istne zagadki. Andzia pyta dla czego? niby Andzia nie wie!
— Nie wiem.
— No, to ja Andzi powiem: dla tego, że jest ciemięga i mazgaj, dla tego, że się w wujaszka wdał... Widzi Andzia, szczęście samo idzie mu w rękę, szczęście, los! Dobra żona, stanowisko, bogactwo, a on to wszystko odrzuca. Dla czego odrzuca? ponieważ pokochał jedną grymaśnicę, pełną kaprysów, która myśli tylko o niebieskich migdałach i sama nie wie do czego dąży... Tak; chciała Andzia prawdy, ma Andzia prawdy, ma Andzia prawdę; jest ona gorzka, ale szczera... Nie zawadzi, że jeszcze oprócz Andzi, ktoś ją usłuszy. Tak się postępować nie godzi; poczciwe serce nie jest piesek, żeby z nim igrać, nie piłka, żeby je odrzucać. Jak mi Bóg miły, wzburzony jestem, kipi we mnie, i każcie mnie panie coprędzej za drzwi wyrzucić, bo wypowiem wszystko co mam na sercu, a mam tyle, żeby we trzy wagony nie zabrał... Szczęśliwe jesteście.