Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawsze przykro. Nie spodziewała się tego. Gdyby przyszedł w tej chwili, zrobiłaby mu wymówkę.
Faramuziński mówił dalej:
— Ja o niczem nie wiem, siedzę sobie spokojnie, piję kawę, wtem przychodzi posłaniec i oddaje mi kartkę. Patrzę — od Franciszka, czytam — cóż to jest? „Kochany wujaszku, pisze, za dwie godziny wyjeżdżam i nie wiem jak prędko wrócę, może za kilka tygodni, może za miesiąc.“
— Za miesiąc!
— A tak, pani moja, tak pisze, a dalej: niech kochany wujaszek przeprosi panie, że nie mogłem ich po żegnać przed wyjazdem. Udaję się zagranicę.
— Po co? — spytała pani Klejnowa.
— A właśnie i mnie to zastanowiło; a że, jak pani wiadomo, jestem energiczny i skoro co pomyślę, to, panie dobrodzieju, wykonywam piorunem, więc tedy ubrałem się, kazałem sprowadzić dorożkę i pojechałem do fabryki. Myślę sobie: może pryncypał co wie, może który z Franka kolegów. Przyjeżdżam — powiadają: pan pryncypał słaby — przesyłam bilet wizytowy — przyjął mnie zaraz i mówi z miejsca: „Widzi pan dobrodziej, chory jestem, ruszyć się z domu nie mogę, a tu interes fabryki wymaga niezwłocznego wyjazdu za granicę. Potrzebowałem człowieka, któremu mógłbym zupełnie zaufać i powierzyć mu znaczne pieniądze. Takim właśnie jest pański siostrzeniec, więc prosiłem, żeby mnie zastąpił. Nie lękaj się pan o niego, wróci zdrów. Mówił mi on, że chciałby kogoś pożegnać, jakąś panią, czy pannę. Wyperswadowałem