Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak pan sądzisz? — spytała Andzia.
— Powtarzam, że jestem najmocniej przekonany.
— Kto wie? — wtrąciła matka, — może pan masz słuszność; ja zdania o tem mieć nie mogę, nie znam się.
— Zobaczysz pani.
— Zkąd panu postanowienie to na myśl przyszło? — zapytała Andzia, — nie zdarzyło mi się słyszeć, żeby pan kiedykolwiek mówił o sprawach teatralnych, i żeby one pana zajmowały.
— Niech Andzia mnie na swój łokieć nie mierzy, bo ja ważnych spraw nie mam zwyczaju traktować po damsku.
— Nie wiem, co pan chcesz przez to powiedzieć...
— Widzi Andzia, niech to pań nie obraża, nie mówię bowiem osobiście, lecz ogólnie, po damsku to jest tak: Jeżeli jaka pani, czy też panna, chce sobie kupić kapelusz, to opowiada o tym zamiarze siostrom, krewnym, przyjaciółkom; całemu światu. Dopieroż gawędy: a co to będzie za kapelusz? a jaki? a czy modny? a ile ma kosztować?... Tak się robi po damsku; po męzku zaś: jeżeli ja naprzykład, chcę sobie zafundować teatr, to nie mówiąc nikomu, czekam aż nadejdzie stosowna chwila, i — funduję teatr...
— Kiedyż będziemy mogły nazwać pana dyrektorem? — zapytała Klejnowa.
— Niezadługo, może za kilka tygodni. Jedno mnie tylko bardzo martwi... to mianowicie, że wyjechawszy na prowincyę, nie będę mógł często bywać