Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że posłaniec siedzi za długo, że prawdopodobnie list zgubił, że może nogę złamał idąc, albo został przejechany przez dorożkę.
Po całej godzinie męczącego oczekiwania, komisyoner zjawił się nareszcie i podał upragnione pismo.
Faramuziński rozdarł kopertę i rzucił okiem na list.
Zawierał on te słowa:
„Szanowny panie dobrodzieju!
Jestem w rozpaczy: moja gąska wyjechała z matką niewiadomo dokąd i podobno dopiero za parę tygodni powróci, jeżeli więc pan na koszta organizacyi trupy nie zaforszusuje, o własnej budzie nie ma co myśleć. Wie pan, że to tylko kwestya czasu, bo zawróciłem pannie głowę i prędzej czy później № 000 będzie mój; spełnienie więc naszych zamiarów tylko od pana dobrodzieja zależy, i nie wątpię, że na taką ewikcyę, jaką przedstawiam, zechce pan marne parę tysięcy zaliczyć. Z niepokojem oczekuję chwili, w której będę mógł pana dobrodzieja zobaczyć.

Aleksander Kalski,
art. dr.“

Przeczytawszy ten list, Faramuziński poczerwieniał jak burak, oczy mu się zaiskrzyły, sięgnął do kieszeni i dał posłańcowi rubla.
— Na co czekasz? — zapytał, widząc, że komisyoner nie wychodzi.
— Wielmożny panie, nie mam reszty — odrzekł.
— Nie potrzeba, możesz ją sobie przepić, mój przyjacielu.