Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i pokazało się, że z obecnego dyrektora nikt nie jest zadowolony, i że wszyscy gotowi go w tej chwili bez namysłu porzucić. Niech zwija budę i niech robi co mu się podoba!
Z wielką uwagą przysłuchiwał się tej dyspucie kuzynek pani Kubikowej. Gdy inni mówili, on zachowywał milczenie, znać jednak po nim było, że jest jakąś ważną myślą zajęty.
Gdy wstano od stołu, poczekał, aż protektor sztuki będzie sam, a upatrzywszy taką chwilę, zbliżył się do niego i rzekł:
— Czyby szanowny pan dobrodziej nie raczył mi poświęcić trochę czasu jutro.
— Służę łaskawemu panu choćby zaraz — odrzekł Faramuziński, — dla tak znakomitego artysty, jak pan, jestem na każde zawołanie. O co panu idzie? w czem mogę być użyteczny?
— Rzecz ważna dla nas obu...
— Tak?
— Tak, panie, możemy po prostu złapać fortunę za uszy.
— Do licha! zaciekawiasz mnie pan; za uszy?
— Jak dwa a dwa cztery.
— Więc na cóż czekamy? Łapmy zaraz, bo gotowa uciec.
— Pan dobrodziej żartuje, a doprawdy rzecz jest poważna.
— Ależ daleki jestem od żartów, słucham z największą uwagą.