Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razy u pani Kubikowej, i niby przypadkowo kilkakrotnie spotkał ją przed kościołem; sentymenta swoje westchnieniami tylko i półsłówkami zdradzał, a natomiast wzbudzał w niej zamiłowanie do sztuki.
Zachęcał do studyowania, do uczenia się ról, wróżył, ze znakomitą artystką zostanie, starał się ją przekonać, że grzechem jest marnować zdolności, a przyszłość malował w barwach tak świetnych i jasnych, że wrażliwa dziewczyna o całym świecie zapominała... Liczył on na to, i nie bez racyi zapewne, że z ogólnej miłości dla sztuki, wykwitnie specyalna miłość dla jej wymownego kapłana...
Pani Klejnowa zauważyła zmianę w córce, ale przyczyny jej na razie dociec nie mogła. Nie była też w stanie zrozumieć, dla czego Kasperkiewicza, który w charakterze konkurenta bywać zaczął, Andzia traktuje chłodno, wyniośle i prawie go lekceważy... Dla czego? Kasperkiewicz prezentował się wcale dobrze, nawet elegancko — odznaczał się niepowszednią, prawdziwie męzką urodą. Wysokiego wzrostu, kształtnie zbudowany, o rysach twarzy regularnych, miał czoło wysokie, bujne czarne włosy, oczy, w których malowała się dobroć i energia zarazem, jedwabisty czarny wąs ozdabiał górną jego wargę... Możnaby zarzucić, że rękę miał twardą i narobioną, ale Andzia nie w takich chowana była zasadach, żeby mogła komu niedelikatność ręki za wadę poczytywać. Cóż więc do niego cierpi? Młodość za nim przemawia, uroda, pewna ogłada towarzyska, inteligencya, nawet dowcip, o cha-