Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc masz pani z nim zmartwienie?
— Mam i właśnie takie, o jakiem mówił Izrael Meir. Nie jest ono bardzo duże i nie jest bardzo małe, ale jest ciągłe, codzień, w powszedni dzień i w święto. Oj, my kobiety jesteśmy bardzo biedne.
— To prawda, kochana pani — dodała pani Fajerwerk z głębokiem westchnieniem — jesteśmy bardzo biedne i delikatne.
Pani Jenta spostrzegła, że rozmowa odchodzi od głównego przedmiotu, zwróciła ją więc odrazu na dawne tory.
— Ciekawa jestem — rzekła — dlaczego drugi mąż ma być koniecznie zmartwieniem?
— Dlatego, że jest drugi.
— Może się przecie trafić taki, który będzie pociechą i radością.
— Co pani mówi? Zkąd pani przychodzi na myśl pociecha? Przecież pani nie wyjdzie za młodzika, mającego ośmnaście lat, tylko dostanie pani albo rozwodnika, albo wdowca, wypraktykowanego.
— Ja żadnego niechcę.
— Zechcesz pani, dlaczego nie? Najpierw samej kobiecie ciężko żyć...