Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na Placu Trzech Krzyżów zastąpił mu drogę pan L. B. Hapergeld. W tombakowych binoklach, w cylindrze i kapocie już tylko cokolwiek za kolana sięgającej, młody finansista wyglądał wspaniale. Broda mu się puściła gęsta, tuszy nabierał. Pani Regina, nie bez pewnej dumy i słuszności, mówiła, że przyjemnie jest iść obok takiego pana, bo znać po nim, że ma pieniądze i głowę do interesów.
Pan Hapergeld przywitał pana Karola bardzo przyjemnym uśmiechem i podając mu rękę, niezbyt wprawdzie czystą, ale dość tłustą, rzekł:
— Winszuję, bardzo panu winszuję.
— Czego?
— Awansowaliśmy.
— Już pan wiesz?!
— Dlaczego nie mam wiedzieć? Będziemy mieli teraz trochę większą pensyę.
— Cokolwiek.
— Ładne cokolwiek! Sześćset rubli! Co prawda, dawno już nam się to należało. Ja też mam teraz większe wydatki, życie jest ciężkie, drożyzna. Ja się z naszego awansu bardzo cieszę. Nie potrafię nawet powiedzieć, jaka to dla mnie duża