Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oprócz zwykłych, codziennych zmartwień, były często i nadprogramowe, niespodziewane.
Znosił jakoś to wszystko.
Sam dziadzio Gancpomader, który swego wnuczka często odwiedzał i ztąd o panu Karolu miewał relacye, przyznawał, że to jest człowiek żelazny.
— Słuchaj, Lejbele — mówił nieraz do wnuka — ty jego szanuj, bo on jest mocny człowiek.
— Dlaczego on ma być mocny, kiedy mizernie wygląda? W czem dziadzio widzi jego moc? — pytała pani Regina.
— Mówię wam, że jest mocny. Skoro on twego męża wytrzymuje, to dużo może wytrzymać.
— No, kto mu każe wytrzymywać? Niech nie wytrzyma, niech go dyabli wezmą!
— Ty tak nie mów. Owszem, żeby on długo żył i dobre zdrowie miał, bo on jest dobry robotnik. Lejbuś, ile ty jemu dałeś wszystkiego gotowizny?
Pan Leon Bernard pomyślał, zajrzał do książki, porachował i rzekł:
— Wszystkiego razem około pięciuset rubli.
— Ile on tobie teraz winien?