Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nadzieja — mówił pan Karol do żony — nadzieja jest, a to bardzo wiele. Łatwiej pracować, choćby nawet cierpiąc niedostatek, gdy się ma nadzieję, że po dniach ciężkich i przykrych, nastąpią lżejsze i weselsze.
— Masz słuszność — odrzekła pani Janina — nadzieja podtrzyma nas w niedoli; ufajmy i kochajmy się — będzie dobrze.
I rzeczywiście byłoby dobrze, byłoby nawet doskonale, gdyby pani Janina zajęcie znalazła i gdyby pan dyrektor słowa dotrzymał, ale jakoś się na to nie zanosiło.
Zajęcie obiecywano to w tym, to w owym sklepie, a dyrektor wciąż był dla pana Karola uprzedzająco grzecznym, wciąż o nim pamiętał, lecz gdy zawakowała lepsza posada, oddał ją bez namysłu kuzynkowi swej żony.
Pan Karol boleśnie to odczuł, ale żalu po sobie nie pokazał, żonie nawet nie wspomniał o tem, co się stało. Na cóż truć się we dwoje, na co dzielić się smutkiem? Pan Hapergeld bywał bardzo częstym gościem.
Nabywszy należność Luftermana, wszedł w jego prawa i dusił tych biednych ludzi wszelkiemi spo-