Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

„To ci komedya!“
„Ładna komedya! On musiał ciągle jajka nosić, dopóki nie zniósł tyle, ile wartość krzywdy wynosiła.“
„Abramie“ przerwał Mateusz, „mnie się widzi, że takiem prawem wasza dusza wejdzie w zająca.“
„Tfy!“
„Skoroście skórkami handlowali, może was jeszcze kiedy na wnyk złapię.“
„Wstydźcie się! paskudną gębę macie, nie można z wami rozmawiać jak się należy.“
„Bo też gadacie nie wiadomo co.“
Abram przestał mówić. Gniewał się, że ciasna, zakuta, chłopska głowa delikatnego słowa nie chce zrozumieć. Czy warto rzucać perły przed takim? Nie.
Noc już była na schyłku, na wschodzie zaczynało przeświecać, w oddaleniu błyszczało czerwonawe światełko.
„To w karczmie na Wygnance się świe rzekł Mateusz.
, ci,“, Pewnie; Berek bardzo rano wstaje.“
„Widać przejezdni są.“
„Berek zawsze rano wstaje, a czasem nawet się wcale nie kładzie. On ma taką naturę, że w powszedni dzień nie lubi spać, woli się wyleżeć w szabas. Dla niego dość zdrzemnąć się trochę za stołem i już na całą noc jest gotów.“