Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Icek nie dawał za wygranę, szukał jeszcze za pomocą laski, potem nagle zatrzymał się i rzekł:
— Mnie się zdaje, że próżny nasz zachód. Ludzie przejeżdżają tędy, może kto za dnia zobaczył i znalazł, a może kołem od wozu wgniótł w piasek! Teraz ciemno, niech panicz jedzie do domu... albo niech panicz tu zaczeka, a ja skoczę do domu, przyniosę kawałek latarni...
— Et, na co się to zda!
— To może jutro raniutko, jak tylko dzień się zacznie.
— Przepadło... Co ja teraz zrobię?
— Z czem?
— Mówiłem, że pieniądze są mi bardzo potrzebne, a innych narazie nie mam.
— Oj, żeby pan nigdy nie znał większego kłopotu!
— Tak ci się zdaje, któż mi poradzi?
— W tem nieszczęściu panicz miał też i szczęście, w złem zdarzeniu dobre zdarzenie.
— Co ty pleciesz?
— Na moje sumienie! Panicz zgubił woreczek, to prawda; ale panicz znalazł zaraz