Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brze, bo choć z dobrego konia spaść nie żal, ale jakbyś kark skręcił, tobyś już nie mógł spaść drugi raz...
Rozgadał się, małomówny zwykle Gerwazy, bo konia dobrego przed sobą widział, z taniego kupna się pysznił, przypomniał mu się jarmark i żyd, który od ręki pięćdziesiąt rubli odstępnego mu dawał...
W godzinę później Adaś dosiadł źrebca i zaczął harcować po dziedzińcu. Matka patrzyła z dumą na swego jedynaka, a jednocześnie przejmowała ją obawa, aby go koń nie zrzucił.
— Nie bój się, Tekluniu, uspakajał ją Gerwazy, alboż nie chłop dorosły, nie ma siły, czy co? A zresztą, chociażby i spadł, to nie do nieba poleci, jeno na ziemię gruchnie.
Obawa matki była próżna. Na hardym, niepokornym a gorącym koniu chłopak się trzymał nie sztuką, lecz siłą swoich muskułów.
W podskokach szalonych objechał kilkakrotnie dookoła dziedziniec, a potem zwrócił ku bramie, popuścił cugle i jak wicher popędził w stronę nowych kolonij.