Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo widzisz, ja... chciałabym ze swojego. Też przecie bez grosza nie jestem.
— Ot, kobiece zażądanie! Jak się uprze, rób co chcesz.
— Ale kupisz, kupisz... Mnie obiecywałeś nową szubę, to wolej nie sprawiaj, mam w czem chodzić.
— No, no! — mruknął Gerwazy, fajkę zapalił i wyszedł przed dom.
W tydzień później przyprowadził z jarmarku siwego źrebca, na widok którego Adasiowi aż oczy zabłysły.
— No, co? — pytał Gerwazy z dumą. — Ładna sztuka, hę?
— Śliczności!
— Ile wart, jak myślisz?
— Albo ja wiem...
— To mu się przypatrz. Czterolatek, z dobrej stajni. Tfu! jak ty konia oglądasz! Na łeb mu patrzy, znawca! Ty na nogi uważaj, na piersi, na krzyż, na lince go przepędź, obacz, jakie chody ma! Pod generałem mógłby chodzić, a harmatę toby w pojedynkę ciągnął. Weź go, daruję ci. Siodło nowe w bryce znajdziesz z trenzlą, z całym przyborem. Jeździj sobie, jeno trzymaj się do-