Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To nieprawda.
— Skoro mówię...
— Ale tak nie myślisz; wiem, że co innego masz w głowie. Zresztą, zawsze na świecie taki porządek był i ty go nie odmienisz. Kto się żeni, pragnie dzieci; kto wychowa dzieci, prosi Boga o wnuki. Żebyś ty sto rozumów miał, żebyś tysiące jarmarków obejrzał i nie wiem jak mądrował, to nic inszego nie wymądrujesz, tylko, że trzeba Adamka ożenić.
— A no, wreszcie, niechby tam. Juści kiedyś musi to się stać.
— Źle, że się dotychczas nie stało.
— Nie wspominałaś nigdy, że ci tak pilno babką zostać.
— Jakiś ty dziwny, Gerwazy, jakże miałam wspominać? Dokądże to nasz Adaś przyprowadziłby żonę? Do tej marnej chałupy, w której gromadą siedzimy, jak żydy, z parobkiem, z dziewkami, z dobytkiem. Nasza synowa inszej wygody potrzebuje.
— Jeszcze jej nie znasz, a już wiesz, jakiej wygody zażąda.
— Nie znam, ale wiem, jakąbym chciała mieć.