Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanowili podzielić się nim w naturze. Rozebrano więc ogromne stodoły, obory, owczarnie i szopy, wywieziono drzewo i cegłę, a na folwarku pozostały zabudowania ucięte, skrócone do jednej trzeciej lub jednej czwartej części poprzedniej długości.
Dziwny sprawiały widok te poobcinane budynki, połatane tarcicami, gałęźmi sośniny, słomą. Przestrzeń pomiędzy niemi zwiększyła się, drzewa mające stanowić ochronę od ognia, znalazły się odosobnione, ogólna symetrya zniknęła, a zrujnowany i połamany parkan dopełniał obrazu zniszczenia. Na miejscu stodół były twarde klepiska, na miejscu obór i owczarni kupy mierzwy, poprószonej słomą, wszędzie pełno gruzów, rumowiska, wiórów, potłuczonej cegły, powyważanych z fundamentów kamieni.
Przykry to widok był, sprawiał wrażenie pustki, ruiny, cmentarzyska. Oczywiście chwilowem to tylko być miało, przejściem do nowej formy życia, do innych sposobów pracy, przez innych robotników podjętej.
We dworze osiedlił się nowy właściciel, pan Gerwazy. Nazwisko miał takie, jak i wszyscy koloniści z Sakowa, ale znano go