Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie i znużenie robi swoje, organizm domaga się snu.
Ledwie przed największym szałasem naczynia ze stołu sprzątnięto, rozległ się dźwięczny, srebrzysty głos kobiecy i zaintonował «Wszystkie nasze dzienne sprawy...» Z głosem tym połączyły się grube basy i tenory mężczyzn, soprany kobiet, piskliwe dyszkanty dzieci i zabrzmiał chór uroczysty, poważny, rozlegał się nad łąkami, po rosie, powtarzał echem w pobliskim lesie...
W chwilę później nastała cisza; z łąk zaczęły się podnosić białawe opary, na niebie mrugały gwiazdy, w dolinie czerwieniły się pogasające ogniska...